Hej. Film "Wielki Błękit" opowiada dwie historie - w zależności czy oglądacie wersję europejską czy amerykańską. W tej pierwszej jest to historia gościa, który po tym, że laska mówi mu, że jest w ciąży, postanawia się utopić. Wersja amerykańska (choć niektórzy mogą tak interpretować również wersję europejską) opowiada o delfinofobie, któremu bardziej podoba się samica delfina niż przedstawicielka własnego gatunku. Facet miota się niemiłosiernie przez cały film, aż wreszcie idzie za głosem natury i zostaje z delfinem. Cóż, miłość niejedno ma imię...
Słowo "delfinofob" raczej nie pasuje do tego co napisałeś później. On nie miał żadnej fobii przed delfinami :D
Trafiłeś w sedno,ten film jak dla mnie jest słaby- tak naprawdę jak się to ogląda to mam wrażenie że oglądam film o samobójcach.
No cóż, samo sedno. O samobójcach. Mówi o głębokiej depresji, potężnej sile oddziaływania rodzinnego obciążenia. Czy dlatego jest slaby? Trudny, paradoksalnie lekko- ciężki, ale "słaby"? To chyba krzywdząca ocena?