W sumie to mój pierwszy temat tutaj, ale po obejrzeniu po raz kolejny tego filmu ciężko jest mi być obojętnym. Chyba żaden film tak mnie nie poruszył jak końcówka Blacka. Tak, płakałem za każdym razem gdy oglądałem finał i się tego nie wstydzę. Dla mnie ten film jest po prostu mega głęboki i wartościowy. Coś innego w tym zdominowanym przez efekty specjalnie świecie. Nie wiem czy ktoś ma podobne uczucie, ale uważam, że ta produkcja jest po prostu mega niedoceniona. Świetna fabuła i ani grama gorsza gra aktorska. Patrząc na Forlani w ostatnich ujęciach po prostu czuć ten żal, smutek, rozpacz zakończenia pewnego etapu w jej życiu. I to jest tak mega prawdziwe, że po prostu potrafię przy tym płakać jak bóbr! I tego też waż życzę chcąc się chwile rozczulić przy kawałku dobrego kina.