Rok 1966. Początkująca piosenkarka wygrywa w rodzinnej Australii konkurs dla młodych talentów. W nagrodę wyjeżdża do Nowego Jorku, by nagrać płytę. Okazuje się, że amerykański show-biznes traktuje ją jak piąte koło u wozu. Dziewczyna z Antypodów nie daje jednak za wygraną. Jej piosenka "I Am a Woman" staje się hymnem feministek.
Właśnie skończyłam oglądać, bo leciał na alekino. Naprawdę nie wiem skąd tak niskie oceny. Film biograficzny, jedna z kategorii, które uwielbiam. Tu było pokazane wszystko co trzeba, bez zbędnych wątków, bez ozdobników. Polecam.
Przebrnięcie przez ten film to katorga. Sentymentalny paszkwil z tragiczną grą aktorską (zwłaszcza główna bohaterka- dawno tak złego wykonania nie widziałam). Naiwny, tandetny film poziomem sięga produkcji Hallmarka. Daję 3 gwiazdki za motyw kwestii feminizmu, bo mam dobry dzień! Jutro pewnie zmienię na 1 gwiazdkę,...